Radykalizacje w polskiej debacie publicznej // listopad 2014

Święto Niepodległości, wybory samorządowe

 03.04.2015 

Spory o polskość i patriotyzm przy okazji Święta Niepodległości

Napięta atmosfera związana z obchodami Dnia Niepodległości sprzyjała, jak co roku, dyskusjom o polskim patriotyzmie. Od początku miesiąca na łamach prasy toczyły się intensywne spory na temat polskiej historii oraz znaczenia pojęć takich jak „patriotyzm”, „polskość” i „naród”. Część z nich dotyczyła także filmu Jerzego Stuhra „Obywatel”, który miał premierę 7 listopada 2014 r.

  1. Zarzucanie kompleksów i prymitywizmu

Krystyna Grzybowska („W Sieci”, nr 47/2014, 17-23 XI, s. 90-91) oskarżyła „młodych i średnich autorów” o wykorzystywanie „kompleksów lemingów” i hołdowanie przekonaniu, że „polskość to nienormalność”. „Oni w pogardzie dla patriotyzmu widzą spełnienie swoich marzeń o europejskości” pisze Grzybowska i zarzuca swoim – nieprecyzyjnie określonym – adwersarzom „pomiatanie bohaterskimi czynami warszawskich powstańców”.

Paweł Lisicki („Do Rzeczy”, 10-16 XI 2014 r., s. 3) ostro krytykował opublikowany tydzień wcześniej w „Newsweeku” wywiad z Jerzym Stuhrem, który, jak twierdzi Lisicki, „z plucia na polskość zrobił biznes”. Padające tam zarzuty płytkiego katolicyzmu i antysemityzmu wśród Polaków są jego zdaniem „jak cepem walenie, niegramotne, płaskie, prymitywne”. Centro-lewicowe media uprawiają według niego „sadomaso”, tj. sadomasochistyczną krytykę polskości. Z kolei Maciej Pawlicki („W Sieci”, 10-16 XI 2014 r., s. 52-54.) w estetyce turpizmu opisał „lejącą się z mediów zidiociałą breję, coraz silniej nasycaną lewacką ambrozją”, która uderza w rodzinę, naród i wolność.

2. Odwołania historyczne

Wojciech Maziarski w „Gazecie Wyborczej” (wydanie z dnia 13 XI (czwartek), s. 2.) zarzucił części środowisk prawicowych (np. Ruchowi Narodowemu, Jackowi Karnowskiemu), że są kontynuacją targowiczan, idących na sojusz z Putinem poprzez wysuwanie zaowalowanych roszczeń wobec Wilna i Lwowa. „Późne wnuki tamtych szkodników starają się Polaków zniechęcić do Europy, obrzydzić im wartości, na których oparte są nowoczesne społeczeństwa zachodniego kręgu cywilizacyjnego, wmówić obywatelom, że modernizacja zagraża polskiej tożsamości i tradycji. Mają gęby pełne frazesów, ale w rzeczywistości robią wszystko, by nie dopuścić do wyrwania się Polski z zasięgu wpływów Rosji”.

Burza po wyborach samorządowych

16 listopada 2014 r. odbyła się pierwsza tura wyborów samorządowych. Problemy z liczeniem głosów oraz długie oczekiwanie na oficjalne wyniki stały się pretekstem do szeregu radykalnych wypowiedzi.

  1. Oskarżenia, ale bez dowodów

Rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Marcin Mastalerek ogłosił, że „wyniki [wyborów] zostały sfałszowane, nie ma żadnej wątpliwości” („Gazeta Wyborcza”, 25 XI). Potwierdził to Jarosław Kaczyński w rozmowie z Anną Gielewską („Wprost”, nr 48/2014, 24-30 XI, s. 14-17). Prezes PiS ocenił, że „wyniki, które zostały już ogłoszone [rozmowa miała miejsce przed ogłoszeniem oficjalnych, pełnych wyników] są całkowicie niewiarygodne. To oznacza, że mamy już nowy ustrój, który nie jest demokratyczny”.

W podobnym tonie wypowiadali się na temat wyborów liczni publicyści. Jan Pietrzak w tekście „Pożądany wynik” („W Sieci”, nr 48/2014, 24-30 XI, s. 15) stwierdził, iż Państwowej Komisji Wyborczej pomogły „szkolenia w Moskwie”, a niemożność przeprowadzenia uczciwych wyborów to potwierdzenie „demontażu Polski”. W tym samym numerze pisma Witold Gadowski („System o twarzy chama”, nr 48/2014 „W Sieci”, 24-30 XI, s. 111) napisał, że na podstawie przebiegu wyborów „możemy ocenić, jak daleko posunęły się procesy gnilne, jakie trujące gazy wydziela proces rozpadu państwa zafundowany w Polsce”.

  1. Mylące okładki

Powyższe tygodniki swój pogląd na temat procesu liczenia głosów i wyników wyborów wyraziły także poprzez projekty okładek oraz zamieszczone na nich tytuły. „Do Rzeczy” – „Wielkie oszustwo” (i eksplodująca urna wyborcza), „W Sieci” – „Złodzieje głosów” (i różdżka nad urną wyborczą). Mimo to w żadnym z tych pism nie przedstawiono przekonujących dowodów na dokonanie rzekomych fałszerstw.

  1. Odpieranie zarzutów

Druga strona sporu – jeśli można tak ją określić – pisząc na temat wyborów, również posługiwała się wyrazistym językiem. Zwolennikom tezy o sfałszowanych wyborach zarzucano m.in., iż ulegli atakowi szaleństwa. Stosowano także hiperbolizację, porównując ich poglądy do tych głoszonych przez najbardziej radykalne partie w europejskiej historii.

a. Reductio ad Hitlerum

Jackowi Żakowskiemu zwolennicy tezy o sfałszowanych wyborach kojarzą się z NSDAP. W komentarzu „Opamiętajcie się” („Gazeta Wyborcza, 24 XI, s. 2) sugeruje, że sojusz sił politycznych, które oskarżały władze o dokonanie fałszerstw, to koalicja „zwolenników «prawdziwej demokracji», którą Europa widziała ostatnio w latach 30. XX w.”.

b. Szaleństwo

Dominika Wielowieyska w komentarzu „PiS tworzy fałszywą legendę wyborczą” („Gazeta Wyborcza, 28 XI, s. 4) ocenia słowa Kaczyńskiego o fałszowaniu wyborów jako „niewyobrażalny obłęd”.

Tomasz Lis, redaktor naczelny „Newsweeka”, następująco podsumowuje wypowiedzi polityków i mediów prawicowych: „Jest i pewna predylekcja do egzaltacji i działań histerycznych, które każą zawsze dramatyzować i odstawiać jakąś psychodramę. Ze szczególnym naciskiem na psycho” („Newsweek”, nr 48/2014, 24-30 XI).

Katastrofa smoleńska

W listopadzie pojawia się charakterystyczny dla polskiej debaty publicznej temat katastrofy smoleńskiej.

Marek Pyza w tekście „Coraz więcej dowodów na wybuch” („W Sieci”, nr 44/2014, 27 X – 2 XI, s. 33-35) donosi np. o „kłamstwach rządowych urzędników w sprawie przyczyny tragedii”. W kolejnym numerze tygodnika Tomasz Łysiak („Polski już nie ma” , „W Sieci”, nr 45/2014, 3-11 XI, s. 60-62) pisze wprost, że „na lotnisku Siewiernyj zabito polskiego prezydenta i elitę państwa”, zaś „bohaterowie największej polskiej hańby XXI wieku zmykają z kraju” (chodzi o Tomasza Arabskiego i Donalda Tuska).

Dłużni prawicowym dziennikarzom nie pozostają autorzy o odmiennym zdaniu. Rafał Kalukin w tekście „Otrzeźwienie smoleńskie” („Newsweek”, nr 45/2014, 3-9 XI, s. 18-21) zarzuca prawicy, iż nie jest zaznajomiona z „doświadczeniami realnego świata”. Bipolarny podział medialny potwierdza Piotr Stasiński w komentarzu „PiS hoduje radykałów” („Gazeta Wyborcza”, 14 XI, s. 2), gdzie stwierdza, że „po katastrofie smoleńskiej fala nienawistnych bredni rozlała się szeroko”.

Spory obyczajowe

Również kwestie kulturowego charakteru ról płciowych, równouprawnienia kobiet i mężczyzn, a także praw mniejszości seksualnych, powracają regularnie w polskiej debacie publicznej, często pod zbiorczym (i błędnym) hasłem „gender”.

Dorota Łosiewicz w tekście „Gdy dzieci gwałcą dzieci” („W Sieci”, nr 48/2014, 24-30 XI, s. 32-35) wychodzi od tezy o rzekomo rosnącej powszechności przemocy seksualnej wśród dzieci i młodzieży:

„Te historie szokują. Przeraża ich rosnąca skala. Kilkulatki molestują seksualnie swoich rówieśników, małe dziewczynki zachodzą w ciążę z kolegami z podstawówki, w szkolnych toaletach uczniowie kręcą pornograficzne filmy. Rozerotyzowane dzieci nie cofają się przed żadną przemocą”.

W dalszej kolejności autorka sugeruje, że winna temu stanowi rzeczy jest edukacja seksualna. Jej wprowadzenia i upowszechnienia domagają się „środowiska liberalne i lewicowe”, które „upatrują panaceum na wszelkie zło w edukacji seksualnej”. Tymczasem zdaniem autorki „wielu ekspertów zgadza się, że edukacja seksualna oferowana przez tzw. edukatorów seksualnych odziera z godności i człowieczeństwa i w umysłach młodych ludzi sieje spustoszenie”. Poza powołaniem się na te głosy, czytelnik nie znajduje dowodów na tę tezę.

 

Wypowiedz się