Radykalizacje w polskiej debacie publicznej // luty 2015

Konwencja przeciw przemocy, tzw. sprawa Durczoka

 28.04.2015 

Ingerencje w prywatność

W lutym szczególnie gorące spory wywołały oskarżenia o molestowanie seksualne, którego miał się dopuścić szef „Faktów” TVN, Kamil Durczok. Informacje na ten temat podał jako pierwszy tygodnik „Wprost” i publikował je przez kolejne tygodnie. Wszystkie artykuły na temat Durczoka zamieszczone we „Wprost” oparte były na anonimowych doniesieniach. Najwięcej reakcji wzbudził tekst, w którym dziennikarze powiązali zarzuty o molestowanie z obecnością dziennikarza w mieszkaniu jego znajomej, uchylającej się rzekomo od płacenia czynszu. Dziennikarze opisywali liczne znalezione w owym mieszkaniu prywatne rzeczy prezentera i gadżety erotyczne, pisano także o znalezieniu w nim „białego proszku”. Nie istniały jednak logiczne podstawy do wiązania tej sprawy z kwestią molestowania seksualnego.

Natomiast wśród czasopism prawicowych najwięcej gorących emocji wywołał zamieszczony w tygodniku „W Sieci” artykuł o Annie Grodzkiej, podważający wiarygodność posłanki.

1. „Durczokgate”

Początek tzw. sprawie Durczoka dał artykuł Olgi Wasilewskiej i Marcina Dzierżanowskiego („Ukryta prawda”, „Wprost”, nr 6/2015, 2-8 II, s.12-14. ), w którym anonimowa „znana dziennikarka” opowiadała o tym, jak „były szef”, będący „bardzo popularną twarzą telewizyjną”, składał jej w pracy seksualne propozycje. Tekst traktował także szerzej o molestowaniu w pracy jako patologicznym zjawisku społecznym w Polsce. Nazwiska sprawcy i jego ofiary nie zostały podane.

Od publikacji rozpoczęły się spekulacje, że bohaterem artykułu może być Durczok. Dyskusja wokół dziennikarza rozgorzała jednak na dobre po kolejnej publikacji na łamach „Wprost”, tym razem autorstwa (obecnie byłego) redaktora naczelnego Sylwestra Latkowskiego oraz Michała Majewskiego i Olgi Wasilewskiej („Kamil Durczok. Fakty po «Faktach»”, „Wprost”, nr 8/2015, 16-22 II, s. 10-11). Z artykułu dowiadujemy się na przykład, że „Szef «Faktów» TVN został przyłapany przez policję, jak ucieka z mieszkania swojej znajomej, w którym znaleziono biały proszek”. Opisywano także rzeczy prywatne należące do dziennikarza i liczne gadżety erotyczne, znalezione w mieszkaniu. Nie miało to nic wspólnego ze sprawą molestowania, którego Durczok rzekomo się dopuszczał.

Pod koniec lutego ukazał się we „Wprost” kolejny artykuł, „Nietykalny” (S. Latkowski, O. Wasilewska, M. Dzierżanowski, M. Majewski, „Wprost”, nr 9/2015, 23 II-1 III, s. 10-14), w którym anonimowa kobieta, była dziennikarka TVN (to inna osoba niż bohaterka tekstu „Ukryta prawda”), opisała, jak były szef „Faktów” wysyłał jej SMS-y z propozycjami seksualnymi oraz oddawał ją w pracy mobbingowi. Ta relacja również jest anonimowa.

Wątek podjęty przez „Wprost” kontynuowały również inne gazety. Stacja TVN powołała do życia specjalną komisję do zbadania sprawy, która stwierdziła przypadku mobbingu i molestowania. W efekcie dziennikarz został zwolniony z pracy. Oparte na niepełnych informacjach, niezweryfikowane i częściowo niezwiązane ze sprawą mobbingu i molestowania artykuły „Wprost” miały więc poważne konsekwencje.

2. „Odsłanianie Grodzkiej”

Na początku lutego w tygodniku „W Sieci” ukazał się tekst Andrzeja Rafała Potockiego („Odsłaniamy Grodzką”, „W Sieci”, 2-8 II, nr 5/2015, s. 16-20), w którym dziennikarz zastanawia się, czy posłanka Anna Grodzka „nie jest w rzeczywistości kreacją artystyczno-polityczną służącą zmianie tradycyjnego sposobu myślenia o kwestiach związanych z seksualnością człowieka?”. Dalej Potocki sugeruje, że zmiana płci Grodzkiej mogła być „inżynierią społeczną w wydaniu lewicowo-liberalnym, w którym kontrowersyjna postać zostaje wykorzystana do kolejnej próby zmiany sposobu myślenia społeczeństwa”.

Autor zastrzega, że jego celem jest „postawienie pytań”, a sam artykuł również kończy się pytaniami („Czy kiedyś poznamy prawdziwą odpowiedź?”). Niemniej jednak, tytuł tekstu („Odsłaniamy Grodzką”) oraz leady zamieszczone na okładce i w tygodniku („W Sejmie transseksualna, prywatnie mieszka z heteroseksualną kobietą”) mają charakter rozstrzygający. To wrażenie umacnia okładka przedstawiająca golącego się mężczyznę o twarzy Grodzkiej, którego z tyłu obejmuje inna kobieta. Autor nie korzysta z żadnych źródeł informacji poza dwiema anonimowymi wypowiedziami, być może autorstwa tej samej osoby:

  • „Po powrocie do domu [Grodzka – przyp. red.] zdejmuje te kobiecie ciuchy, przebiera się w męskie ubrania. I nikt nie rozpoznałby w niej słynnej posłanki”, mówi osoba „dobrze znająca Annę Grodzką”.
  • „Moim zdaniem Krzysiek blefuje. Fizycznie pozostał mężczyzną” – to z kolei anonimowe słowa „kolegi Grodzkiej z dawnych lat”.

Choć w tekście nie padają żadne wulgarne określenia, uznajemy go za przykład radykalizacji, ze względu na liczbę insynuacji, jakie w nim padają. Poza tym, podobnie jak w przypadku publikowanych w tygodniku „W Sieci” artykułów dotyczących rzekomych fałszerstw wyborczych czy fałszerstw zapisu czarnych skrzynek z prezydenckiego samolotu rozbitego 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem, wyjściowa teza nie znajduje żadnego potwierdzenia w treści tekstu.

 

Spory ideologiczne – konwencja antyprzemocowa

Wiele miejsca w mediach od prawa do lewa zajmowała również kwestia tzw. konwencji antyprzemocowej (Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej), która została w lutym przyjęta przez Sejm (w kwietniu podpisał ją prezydent Bronisław Komorowski). Temat ten wywołał ponownie wyraziste wypowiedzi komentatorów o różnych poglądach.

Magdalena Środa na łamach „Gazety Wyborczej” określiła posłów sprzeciwiających się ratyfikacji konwencji jako histeryków („Ile kłamstwa w kłamstwie?”, „Gazeta Wyborcza”, 11 II, środa, s. 2.). „Nie kłamali, nie dawali się ponieść. Oni histeryzowali” – oceniła filozofka i dodała, że opisywani stracili kontakt z rzeczywistością. Z drugiej strony wypowiedział się Tomasz Terlikowski. („Konwencja przeciw rodzinie”, „Rzeczpospolita”, 2 II, poniedziałek, s. A2). Konserwatywny publicysta powołuje się w nim na przykład Skandynawii, gdzie – według niego – nieskuteczność zapisów konwencji została wielokrotnie potwierdzona. „Tam socjalistyczno-zamordystyczne rządy przed laty wprowadziły już wszystkie rozwiązania przepisane później przez unijnych biurokratów do tak zachwalanej przez lewicę Konwencji. I co? I nic. Poziom przemocy wobec kobiet pozostaje tam o wiele wyższy niż w Polsce”, przekonywał Terlikowski.

Wypowiedz się